Geoblog.pl    Agatella    Podróże    Indie, Faza druga (+Nepal, Malezja, Tajlandia)    Mumbai, czyli wszysto idzie nie tak jak miało...i już wiem że jestem w Indiach
Zwiń mapę
2009
10
gru

Mumbai, czyli wszysto idzie nie tak jak miało...i już wiem że jestem w Indiach

 
Indie
Indie, Mumbai
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7195 km
 
Po długiej podróży którą dodatwo 'uprzyjemniła' opóźniona o 5 godzin przesiadka w Bahrajnie w końcu jestesm na miejscu! Zmęczona i w lekkim (odwróconym) szoku termicznym marzę tylko o prysznicu i łóżku. Jednak już na etapnie odbioru bagażu okazuje się że nie będzie to takie łatwe. Jeden z moich bagaż został zagubiony na etapie przesiadki...Pakując się przyjęłam strategię jednego bagażu z ważnymi dla przetrwania przedmiotami i drugiego z tymi, bez których mogę żyć.Nie trudno się domyślić który został zagubiony...koło mnie w burze obsługi klienta stoi kobieta którą Gulfair postawiło w takiej samej sytuacji. Pochodzi z Meksyku, przyjleciała z Meksyku, za 8 godzin ma mieć samolot do Delhi i następnego dnia zaczyna wycieczkę objazdową po północy Indii...codziennie w innym mijescu....gdzie ją bagaż znajdzie?Nie wiadomo...patrząc na tę kobietę i jej względnie dobry humor w tak fatalniej sytuacji (ona spakowała się tylko do 1 walizki...) dochodzę do wniosku że nie w sumie to ja nie mam na co narzekać.
Ktoś miał mnie odebrać z lotniska ale oczywiście to też się nie udało. Biorę więc taksówkę do miejsca które przez następne 2 tygodnie ma być moim domem. Po dordze zdymiewa mnie tłok Bombaju, wszechobecny gwar, niesamowity tłok...jest to coś bardzo odmiennego od Jaipuru. Przyjeżdżam pod podany adres. Na miejscu miały mieszkać jeszcze 2 inne osoby zza grancy ale nie ma ich. Jest za to pan który przez następne 2 tygodnie ma być moim...służącym? Pomocnikiem? Ciężko powiedzieć. Pan jest odpowiedziany za moje mieszkanie, za to aby w nim było czysto, żebym miała to, czego mi trzeba. Wchodzę do kuchni zagotować wodę na herbatę a pan wyrywa mi szybsko czajnik z rąk 'Ill do it m'am'...odpwoiedzam że bardzo dziękuję, ale żeby wrócił do ogldania TV bo umiem sobie poradzić z tym wyzwaniem. Chyba go troche obraziłam. Wychodzi ale bacznie mnie obserwuje- czy aby czegoś nie potrzebuję.
Nie mam dostępu do internetu. Poza tym okazuje się że kupienie lokalnje karty SIM nie jest wcale łatwe (kiedy byłam w jaipurze znajoma hinduska załatwiła to dla mnie w pół dnia i nigdy nie zastanawiałam się nad tym jak to zorbiła- myśłama że wystarczy wizyta w kisoku) potrzebuję do tego dowodu zamieszkania, legitymację z pracy, paszport, rachueki i jeszcze 10000 innych papierów. Zdaję sobie sprawę z tego jak bardzo jestesm uzależniona od tego żeby być 'podłączona'. Bez internetu, bagażu, telefonu czuję się jak bez ręki.Dobrze że mam ze sobą papierosa przygotowanego na takie okazje. Palę. Kobiety patrzą na mnie z dezaprobatą. Wracam do mieszkania.Siadam na łóżku. Jest gorąco. Płaczę i myślę 'Na jaką cholerę robię sama sobie taką krzywdę??'....staram się przypomieć sobie piersze dni w Jaipurze. I wiem że bedzie dobrze i że takie są początki. W końcu zostało tylko 9 miesięcy.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedziła 5% świata (10 państw)
Zasoby: 33 wpisy33 7 komentarzy7 318 zdjęć318 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
06.04.2013 - 17.04.2013
 
 
25.05.2011 - 05.12.2011