Jaipur jest również znany jako różowe miasto. Nazwa ta pochodzi od koloru budynków w rejonie starego miasta, które to budynki są pomalowane na kolor.....zgadza się;Różowy. Nie jest to może odcień różu który Doda wybrałaby przy zakupie lakieru do paznokci niemniej bardzo stare, zabytkowe centrum odznacza się właśnie tym. Kolory są zresztą przypisane do innych miast Rajasthanu i tak Jaisamler to złote , Udaipur białe a Jodhpur niebieskie miasto.
Jest to bez wątpienia bardzo ale to bardzo turystyczne miejsce, znajdujące się z tzw złotym trójkącie Delhi-Jaipur- Agra. Mimo swojego ultra-tusystycznego charaktetu Jaipur nie jest miastem w którym wiele osób się zakochuje od pierwszego wejrzenia. Nawet jeśli pojechać do słynnego różowego centrum, wysokie oczekiwania wynikające z pięknych zdjęć Hawa Mahal, (czyi pałacu wiatrów będącego głowną atrakcją w centrum) szybko zderzają się z rzeczywistością niesamowicie zatłoczonych ulic, wybitnie upartych sprzedawców którzy prawie siłą zaciągają każdego potencjalnego posiadacza dolarów do swojego sklepiku oraz bardzo wyspecializowanych żebraków. W całym tym chaosie, wszechobecnym bałaganie, krzyku i przekłuwającym bębęnki w uszach dzwięku klaksonu rikshy łatwo można się zniechęcic. Ja osobiście potrszebowałam kilku wizyt, lepszego poznania starego bazaru aby poczuć się tam dobrze, żeby wiedzieć gdzie i ukogo co kupować, jak reagować na zaczepki itp...ale jak już się człowiek wkręci to jest rewelacyjnie. W ogóle zakupy w Indiach to jest coś niesamowitego. Kiedyś wybrałam się z koleżanką z pracy i jej mamą na bazar żeby kupić salwar, czyli hinduski elegancki strój kobiecy. Isha, mimo że miała już wtedy 25 lat nie mogła wychodzić sama z domu po 7 wieczorem. Samotna młoda kobieta wałęsająca się po ulicach byłaby hańbą dla domu także naszemu wypadowi na sklepy towarzyszła Auntie (W indiach do starszej kobiety ludzie zwracają się Auntie, czyli ciociu, mężczyzn natomiast nazywa się wujkami). Mimo że odwiedziłyśmy tylko jeden sklep to i tak cały proceder trwał około godziny. Najpierw sprzedawca ocenił wzrokiem moje wymiary i wyłożył na lade wsyztsko co on i Auntie uznali za stosowne a inny pracowni sklepu przyniosl nam chai (herbate). Wśród plątaniny materiatów zauważyłam jedną przepiękną kurtę (rodzaj tuniki)- bardzo elegancką choć bardziej stosowną na przyjęcia niż do pracy. Isha nastychmiastowo zobaczyła iskrę w moich oczach na widok tej kurty i szybko odciągnęła mnie na bok, z dala od bacznego wzroku sprzedawcy. „Glupia dziewczyno”-powiedzial-„Nie mozesz mu pokazac ze Ci sie ta kurta podoba. Jesli on zauwazy ze ja sobie upatrzylas to nie da ci dobrej ceny!”. Wrocilam zatem do sklepu z bardzo nonszalancką postawą (przynajmniej mi się tak wydawało)i wyrazem twarzy który mówił „Cóż...na bezrybiu..”. Kiedy już od niechcenia wybrałam 2 pary spodni i 2 kurty Isha, Auntie i pan sprzedawca zaczeli negocjacje które z mojej perspektywy wyglądały jak regularna wojna. Cały ten rytułał obrażania się na wzajem innymi cenami traw jakies 10 minut po czym tranzakcja została ubita. Ja byłam szczęścliwa że miałam wreszcie stosowne ubrania do pracy, sprzedawca ze ubił targu, Auntie i Isha po raz kolejny dokonały dobrej tranzakcji i ubrały odpowiedio nieokrzesaną dzikuskę z Europy.
Ale powracając do Jaipuru. Każdy przewodnik poleca zapalczywie Hawa Mahal, Amber Fort i Jantar Mantar. Jakkolwiek moim zdaniem to ostatnie jest zupełnie mdłym miejscem to Hawa Mahal i Bursztynowy Fort koniecznie trzeba zoabczyć. Są absolutnie przepiękne! Choć Hawa Mahal nie zrobiło na mnie dużego wrażenia od zewnątrz, w środku jest na prawdę super. Jeśli chodzi o Amber fort to warto do niego dojechać autobusem miejskim, cena biletu wynosi pewnie około 10 groszy. Autobusy odjeżdżają spod Hawa Mahal także łatwo je odnaleść. Poza tym, ponad Amber Fort guruje inny, jeszcze starszy fort. Mozna do niego dostac sie na 2sposoby- albo samochodem albo pokonujac wiele, wiele wiele schodów i wspomając się po czymś co przypomina odcinek muru Chińskiego. Jeśli ktoś ma okazję zorbić to w spsób pierwszy, warto wybrać się pod wieczór na zachód słonca. Jeśli ktoś chce troche się pogimnastykować warto zacząć około 5 rano, zobaczyć wschód słońca i jak najszybciej uciekać zanim słońce zacznie po mału wyssysć resztki wody z organizmu.
Poza tym w Jaipurze jest bardzo ciekawe miesce które o dziwo nie jest tak często wymienianie w przewodnikach, mianowicie świątynia małp. Jaipur jest słynny również z gangów mał, z ich wojen i generalnej upierdliwość. Do naszego mieszkania jeśli ktoś zapomniał zamknąć dzwi balkonowych, przychodziły małpy, otwirały lodówkę, wyjadały to, co uznały za super smaczne a reszte rozwalały po całej kuchni... Świątynia małp bierze swoją nazwę z tego, że wszędzie w jej okolicy grasują małpy :)Jeśli się tam wybrać trzeba uważać zeby nie pomyliś sobie innej świątyni z miejscem docelowym. Bowiem wycieczka zaczyna się od podejścia pod górę na której szczycie znajduje się mała świątynia; na standarty Indii jest to coś takiego jak przydrożna kapliczka w Polsce-ok, fajna bo fajna ale żeby całą wyprawę do niej urządzać? Nie jest to jednak TA świątynia. Żeby dość do tej docelowej trzeba zejść po drugim zoboczu góry. A tam rozciągna się obraz przepięknej architektury i niesamowitej Gathy (jest to na 100% niepoprawie przeliterowane przeze mnie tutaj slowo) czyli miejsca gdzie Hindusi zażywają kąpieli która ma ich oczyścić z grzechów. Zdjęcia załączone :)